Zastanawiają mnie czasem podziały na różnych katolickich stronach internetowych, gdy tylko rozgorzeje jakaś dyskusja na temat różnych elementów w Kościele, które pewnej części wiernych się nie podobają. Bywam regularnie na mszach z modlitwą o uzdrowienie w łódzkim kościele o. Jezuitów, na których posługuje zespół Mocni w Duchu. Wielu tradycjonalistów zarzuca im, że gardzą przepisami liturgicznymi wprowadzając np. tańce podczas Eucharystii, różne spontaniczne zmiany w częściach mszy. W mediach widać podziały na tzw. skrajnych katolików - z reguły odbiorców jedynego słusznego medium z Torunia - i tych bardziej tolerancyjnych. Im większa różnorodność "oferty" Kościoła, tym więcej różnych grup, które różnią się od innych m.in. poglądami na wiele kwestii. Wbiły mnie w fotel słowa o. Krzysztofa Pałysa z homilii wygłoszonej wczoraj u Dominikanów na Służewie. Zanegował on twierdzenie, że chodzimy do kościoła, żeby być dobrzy. Przytoczył przykład ludzi, którzy uważają,