Przejdź do głównej zawartości

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie?

Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada:
- Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie.

Pamiętam, że organizacja różnych wydarzeń niezbyt mi wychodziła. Dryg do planowania co prawda mam, ale gorzej ze słomianym zapałem. No i z czymś takim, co byśmy mogli nazwać złością, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Chęć wyjścia do ludzi jest we mnie silniejsza. Postanawiam zorganizować... imieniny.

Tworzę wydarzenie na facebooku, wyszukuję na liście znajomych tych ludzi, z którymi coś mnie przez ostatni rok bliższego łączyło. Pyk - zaproszeni. Co będzie, to będzie. Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zgadzać zawsze trzeba. :)

Zastanawiam się jednak nad stosunkiem liczby kobiet do liczby mężczyzn na tym spotkaniu. Zakładając, że w ogóle ktoś przyjdzie! Ja zawsze jakoś bardziej potrafiłem się zaangażować w relacje z płcią przeciwną jednak. Tylko trochę głupio wyjdzie, gdy przyjdą same panie... no i ja. No bo co... taki trochę kobieciarz? ;) Nawet nie trochę!

Im bliżej wydarzenia, plan się jednak o dziwo sam układa. I to w jedną całość. Najpierw spotkanie w kawiarni, potem niespodzianka, którą ma być przejażdżka zabytkowym autobusem po Warszawie (który akurat tego dnia rozpoczyna liniowe kursowanie przez różne ciekawe zakamarki stolicy - tak się fajnie ułożyło), a na samym końcu Wianki nad Wisłą, czyli jedna z większych imprez w okolicy.

Nadchodzi godzina zero. Przychodzi jeden kolega, drugi kolega, trzeci kolega... Chyba kobieciarzem nie jestem. :) Czuję się jak prawdziwy mężczyzna. Chociaż jakaś żeńska dusza by się też przydała do towarzystwa. Na szczęście jestem w kontakcie i wiem, że dojdzie - i to nie jedna.

Zaczynamy w męskim gronie czworga. Jeden nawet w pełnym garniaku, ale to nie z mojej okazji, tylko po prostu później ucieka na kolejną uroczystość. Brakuje do tego wszystkiego jakiejś partyjki brydża!


W końcu jesteśmy w gronie siedmiu osób. Po "wesołej" herbatce pędzimy na przystanek, z którego odjedziemy słynnym zabytkowym Ogórkiem. W busie widzę uśmiechy kolegów i miłe słowa koleżanek:
- Ale fajnie się jedzie! Naprawdę miłą niespodziankę nam zrobiłeś!
- Czuję się za jak starych czasów!

Z Wianków ostatecznie rezygnujemy, bo zimno. Ale za to dołącza do nas jeszcze koleżanka koleżanki i postanawiamy udać się na pizzę. A na końcu snujemy plany na temat wspólnej następnej wycieczki.

Spontaniczna niespontaniczność. Kobiecość i męskość. Niespodzianka i "spodzianka". :) I ludzie. To przede wszystkim. Można by pomyśleć, że w tym wszystkim gdzieś króluje chęć podlizania się, jakiegoś szukania poczucia swojej wartości u innych. Ale ja myślę, że jest tutaj coś nieco ważniejszego. Ten stan, w którym czujesz się potrzebny, czujesz się dla innych, czujesz że możesz coś od siebie dać.

Komentarze

  1. Ponoć zawsze znajdzie się czas, aby odezwać się do swoich znajomych (nie mówiąc już o spotkaniu). Ponoć, bo coraz rzadziej spotykam się z tym, aby ktoś w moim wieku miał czas spotkać się na choćby godzinkę lub 10-15 min na rozmowę telefoniczną. Wiele czasu nie potrzeba, potrzebne są chęci. Czy to lenistwo, zapatrzenie w siebie czy może brak umiejętności zarządzania własnym czasem? A może jeszcze coś innego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wiele zależy od chęci. To się wyczuwa na odległość, czy ktoś naprawdę nie ma czasu, czy może po prostu unika spotkania. Dla mnie to w pewnym momencie życia stało się takim trochę wyznacznikiem dobierania sobie bliskich osób. W sensie że zaczynałem doceniać osoby, które naprawdę starają się o czas dla mnie, a odpuszczać na siłę kontakt z tymi, u których trzeba się o ten czas napominać.
      Pozdrawiam,
      Paweł (Wyruszyć w dal)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

Między wierszami (2): "Bóg cię kocha, a to już trzy osoby"

Pisałem Wam już o radiu, w którym działam. Chciałbym Wam teraz przedstawić Olę. Ola jest absolwentką Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego „Soli Deo”. Kiedyś realizowałem studencki program. Dzień jak co dzień. Jednym z tematów audycji była akcja „Wierność jest sexy” organizowana przez to stowarzyszenie. Ola pojawiła się w studiu w roli gościa. Miała opowiedzieć o tej akcji słuchaczom. Ja wtedy byłem na takim etapie mojej wiary, że nie angażowałem się bliżej w żadne wspólnoty i organizacje katolickie, wolałem wierzyć sam i we wnętrzu własnego serca, nie przyznając się nawet za bardzo najbliższym. Tak się jakoś złożyło, że Ola zapragnęła po audycji nagranie wywiadu, a prowadzący spieszył się na tramwaj. Zapytał mnie więc, czy nie mógłbym dziewczynie zgrać rozmowę. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie, wszak miałem dużo czasu. Obiecałem, że wyślę jej nagranie na mejla. Przy okazji wysyłania wiadomości z załącznikiem wspomniałem Oli, że bardzo mi się ta akcja podoba – ...

Wywiad z Katarzyną Marcinkowską

Katarzyna Marcinkowska - żona i mama, autorka projektu "Serce kobiety", prowadzi kursy przedmałżeńskie, konferencje i warsztaty dla narzeczonych Czego pragną kobiety? Każdy człowiek pragnie miłości. A my chyba szczególnie. Ale oczywiście to pytanie jest bardzo szerokie, musielibyśmy zapytać każdą kobietę. Mamy różne historie, różne braki, różne pragnienia. Najbardziej uniwersalna jest chyba właśnie miłość. Chcemy jej tak samo jak mężczyźni, ale trochę w inny sposób. Ta miłość i relacja z mężczyzną mocno wiąże się z pragnieniem akceptacji i poznania samej siebie oraz bycia przyjętą.   Chcemy dobrze czuć się z samą sobą i by inni dobrze czuli się z nami. Odnaleźć siebie, zrobić coś ze swoim życiem. To jest chyba w ogóle poszukiwanie człowieka XXI w. Te kobiece pragnienia są często jakoś związane z innymi ludźmi, z potrzebą tworzenia więzi, ale tak naprawdę każda z nas pragnie odnaleźć swoją prawdziwą wartość i prawdę o sobie niezależną od drugiego, nawet najb...