Przejdź do głównej zawartości

Między wierszami (2): "Bóg cię kocha, a to już trzy osoby"

Pisałem Wam już o radiu, w którym działam. Chciałbym Wam teraz przedstawić Olę. Ola jest absolwentką Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego „Soli Deo”. Kiedyś realizowałem studencki program. Dzień jak co dzień. Jednym z tematów audycji była akcja „Wierność jest sexy” organizowana przez to stowarzyszenie. Ola pojawiła się w studiu w roli gościa. Miała opowiedzieć o tej akcji słuchaczom. Ja wtedy byłem na takim etapie mojej wiary, że nie angażowałem się bliżej w żadne wspólnoty i organizacje katolickie, wolałem wierzyć sam i we wnętrzu własnego serca, nie przyznając się nawet za bardzo najbliższym.



Tak się jakoś złożyło, że Ola zapragnęła po audycji nagranie wywiadu, a prowadzący spieszył się na tramwaj. Zapytał mnie więc, czy nie mógłbym dziewczynie zgrać rozmowę. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie, wszak miałem dużo czasu. Obiecałem, że wyślę jej nagranie na mejla. Przy okazji wysyłania wiadomości z załącznikiem wspomniałem Oli, że bardzo mi się ta akcja podoba – no i jak to bywa u dorastającego chłopaka zmagającego się z samotnością i brakiem dziewczyny – napisałem o tym, że bardzo bym chciał znaleźć kogoś. Nawiązałem z nią głębszą rozmowę o tym, dodaliśmy się potem do znajomych na facebooku, a niedługo potem zobaczyłem, że Ola reklamuje spotkanie dla chętnych do wstąpienia do stowarzyszenia.

Po kilku zawahaniach poszedłem. Totalnie nieśmiały i mało pewny siebie. Szybko to się zmieniło, gdy zetknąłem się z tymi ludźmi – moją pierwszą w życiu katolicką wspólnotą (nie licząc mojej rodziny, ale to zależy, jak definiować wspólnotę). Nagle poczułem, że nie jestem wyśmiewany ani „hejtowany” za poglądy, sposób bycia i wszystko inne, do czego ludzie się mogą przyczepić. Nagle się zacząłem dowiadywać od innych nie za co mnie nie lubią, ale za co mnie lubią. Nagle zacząłem doświadczać mocy wspólnoty, mocy większej grupy ludzi, która podzielała moje wartości i poglądy na życie. To jest naprawdę piękne, bo niesamowicie otwiera człowieka.

Drugie doświadczenie znaku Boga w moim życiu to zetknięcie się z drugim człowiekiem. To zobaczenie, że przez takie osoby jak Ola Pan Bóg przemawia do człowieka i wskazuje mu pewną drogę. Nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś moment sprawi, że całe twoje życie się zmieni. Może nie od razu, ale choćby po jakimś dłuższym czasie.

Tytułowe słowa tego wpisu kiedyś powiedział mi o. Krzysztof Michałowski OP. To duszpasterz w innej wspólnocie, do której należę, u Dominikanów na Służewie. Może to brzmi zabawnie. I słusznie, bo tak miało brzmieć. Ale w sumie jak się temu bliżej przyjrzymy, to coś w tym jest.

To trzy osoby boskie, Trójca Święta, ale te trzy osoby to mogą być trzy osoby najbliższe z twojej wspólnoty. W końcu gdzie możemy najbardziej naocznie spotkać Boga? W drugim człowieku. ;)

Komentarze

  1. Życie jest nieprzewidywalne.. Nigdy nie wiadomo czy jeden nasz uśmiech nie powstrzyma kogoś od samobójstwa.. Nigdy nie wiadomo, czy jedno nasze słowo nie odmieni cudzego życia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...