Przejdź do głównej zawartości

Od najmniejszych rzeczy

 
Nyska Radia Kampus - już nie jeździ, a jedynie rdzewieje. Mimo to, wszyscy ją kochają


Kiedy zasiadam do pisania, zawsze najtrudniej jest mi zacząć. Widzę pusty edytor tekstu i z jednej strony przypomina on taki papier, na który mogę w danym momencie przelać dosłownie wszystko. Z drugiej strony przychodzi mi na myśl "tabula rasa", czyli w tym wypadku kompletnie białe tło oznaczające brak jakiejkolwiek weny. Ale spróbuję się skupić...

Pisałem ostatnio o pani Jagodzie, logopedzie w radiu, w którym zaczynałem swoje pierwsze medialne kroki. Dziś chciałbym przedstawić drugą - ważną dla mnie osobę. To Kasia, szefowa jednej z redakcji w tym samym miejscu. Do niej trafiłem na samym początku, gdy otrzymałem zaproszenie na rozmowę rekrutacyjną. Kasia przyjęła mnie niezwykle ciepło i nauczyła wielu bardzo przydatnych technik radiowych. Moją pierwszą przygodą z poważnym dziennikarstwem była sonda na Starym Mieście. Chodziłem i pytałem ludzi o kulturę audiowizualną. To jest temat-rzeka i można o tym długo pisać. Zwłaszcza, gdy się nie dosłyszy pytania - pewien pan myślał, że nie pytam o komiksy, a o... komisy. Spytał tylko, czy mam na myśli takie samochodowe. Dość kłopotliwą (choć z perspektywy czasu zabawną) była sytuacja, w której tak gorliwie chciałem być uprzejmy, przedstawić całą nazwę stacji, spytać pełnym zdaniem o możliwość krótkiej rozmowy przed mikrofonem, że zaplątałem się całkowicie w słowach i usłyszałem tylko śmiech młodzieży. Speszony poszedłem dalej.

Przy dziennikarskich sondach ważne jest (uwaga - piszę to z uśmiechem na twarzy, ale to trzeba naprawdę potraktować poważnie!) dobranie konkretnych osób do rozmowy. Są trzy grupy osób, które najchętniej zgadzają się na wystąpienie przed mikrofonem: starsi ludzie (w końcu mają dużo czasu, często są samotni, lubią się dzielić swoją wiedzą), pijane osobniki ("media? to ja się wypowiem, to będę w tivi!") i zakochane pary (znacie jakieś chłopaka, który nie chciałby się popisać przed swoją dziewczyną?). Najgorzej jest trafić na ładnie ubranych ludzi z teczkami - najprawdopodobniej nie będą mieć czasu. Sporym ryzykiem są również turyści. Oczywiście pod warunkiem, że nie masz ochoty tłumaczyć rozmów do wywiadu. Przypomina mi się pewien krótki dialog: "Cześć, Akademickie Radio Kampus, czym dla Ciebie jest kultura audiowizualna? - Was? - Aaa, ok...".

Być może sonda nie jest jakąś "wyżyną" dziennikarstwa, ale naprawdę dużo uczy otwarcia przed ludźmi, a przede wszystkim pokory. Ja po ponad 4 latach pracy w radiu z łezką w oku wspominam moje początki. I co z tego, że słuchacze usłyszeli zaledwie pół minuty mojej ciężkiej pracy? Tego się później nie zapomina i to się przydaje w późniejszych doświadczeniach, często niełatwych.

Pamiętacie panią Jagodę z poprzedniego wpisu? Gdy dowiedziałem się od niej o tym, że nie będę dobrym dziennikarzem, to właśnie Kasia doradziła mi zajęcie się realizacją dźwięku. Ja w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to jakiś żart, no bo gdzie taki humanista jak ja, mógłby zajmować się techniką. Ale chciałem koniecznie działać w radiu. Nie odpowiadało mi zajęcie np. reportera - takiego poza studiem. Spróbowałem realizacji... i zajmuję się tym do dziś. To całkiem przyjemne zajęcie, a przede wszystkim uczące myślenia. Gdy pojawiają się na moich dyżurach praktykanci (to osoby szkolące się do pracy w radiu jako realizator), zawsze mówię im, że nie trzeba znać wszystkich przycisków i technik, bo to się na nic nie przyda, jeśli nie będziemy myśleć. A jeśli zaczniemy używać mózgu, to znajdziemy odpowiedni sposób, żeby nawet ominąć naszą niewiedzę. Oczywiście ja nie twierdzę, że nie należy znać obsługi konsolety. Ja tylko zwracam uwagę na to, że podstawą w realizacji dźwięku (ale i w życiu przecież) powinno być myślenie.

Napisałem wam o tym, że Kasia mnie niezwykle ciepło przyjęła do radia. Pracuje tam do dziś i jest osobą, z którą można o wszystkim porozmawiać i która zawsze pomoże. Myślę, że wszędzie powinno być takie podejście do ludzi - zwłaszcza nowych w danym miejscu. Staram się również być taki dla moich "padawanów" (tak potocznie nazywani są uczący się fachu przyszli realizatorzy). Staram się. Nie mylić z "taki jestem".

Zwracam też na to uwagę pod kątem mojego kolejnego zajęcia. W Akademickim Stowarzyszeniu Katolickim "Soli Deo" zostałem w tym roku wybrany HR-em koła terenowego UW. Ludzie chętnie wstępują w nasze szeregi, zatem ja kończę pomału wpis, bo muszę pędzić ich ciepło przyjąć. Ciekawe, czy sobie poradzę. Pomału do przodu. Ostatnio na czyjejś tablicy na Facebooku zobaczyłem taki cytat:

"Najdoskonalszą rzeczą jest zacząć od najmniejszych rzeczy"

To św. Jan Berchmans. Coś w tym chyba jest. Chociaż z drugiej strony, jak spojrzę na swoje dotychczasowe życie, to chyba najwięcej dawały mi duże i odważne kroki. Ważne, by we wszystkim, co robimy, odnajdować szczęście i przekazywać uśmiech innym. Czerpać radość z każdego dnia, bo nie wiadomo, czy dożyjemy jutra. To ważne przesłanie na zbliżające się święta. Dla mnie one będą radosne, bo przypominają mi nie o śmierci, ale o życiu. Przypominają mi o radości, miłości, i o... spowiedzi. O tym będzie mój kolejny wywiad, którym zaczniemy listopad. Gość naprawdę przecudowny, ale nazwiska jeszcze nie zdradzę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

Między wierszami (2): "Bóg cię kocha, a to już trzy osoby"

Pisałem Wam już o radiu, w którym działam. Chciałbym Wam teraz przedstawić Olę. Ola jest absolwentką Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego „Soli Deo”. Kiedyś realizowałem studencki program. Dzień jak co dzień. Jednym z tematów audycji była akcja „Wierność jest sexy” organizowana przez to stowarzyszenie. Ola pojawiła się w studiu w roli gościa. Miała opowiedzieć o tej akcji słuchaczom. Ja wtedy byłem na takim etapie mojej wiary, że nie angażowałem się bliżej w żadne wspólnoty i organizacje katolickie, wolałem wierzyć sam i we wnętrzu własnego serca, nie przyznając się nawet za bardzo najbliższym. Tak się jakoś złożyło, że Ola zapragnęła po audycji nagranie wywiadu, a prowadzący spieszył się na tramwaj. Zapytał mnie więc, czy nie mógłbym dziewczynie zgrać rozmowę. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie, wszak miałem dużo czasu. Obiecałem, że wyślę jej nagranie na mejla. Przy okazji wysyłania wiadomości z załącznikiem wspomniałem Oli, że bardzo mi się ta akcja podoba – ...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...