Przejdź do głównej zawartości

Życie jest szansą (1): Dojrzewanie w miłości

Co jakiś czas piszę na blogu o zespole Mocni w Duchu. Nic dziwnego, skoro jestem fanem tej grupy. Niemniej przywołuję go właśnie tu i teraz nie z byle powodu.


Mocni w Duchu często jeżdżą po Polsce i głoszą rekolekcje w różnych parafiach. Tematy nauk są różne, ale w jednej z nich ich duszpasterz o. Remigiusz Recław SJ mówi o dojrzewaniu w miłości. Piszę o tym, ponieważ gdy pomyślałem sobie o pierwszym skojarzeniu, jakie przyszło mi na myśl po przeczytaniu powyższego cytatu bł. Matki Teresy z Kalkuty, od razu przywołałem sobie słowa ojca właśnie z tej konkretnej homilii.

Pyta się on wtedy mężczyzn zgromadzonych w kościele (konkretnie małżonków), czy w momencie ślubu kochali swoją drugą połówkę najmocniej na świecie. Możecie sobie wyobrazić, że raczej wszyscy kiwali głową twierdząco. Po chwili duszpasterz spytał ich, czy teraz - w momencie, gdy słuchają tych rekolekcji - również kochają swoje żony najmocniej na świecie. Tu również odpowiedzi z reguły były pozytywne. I bardzo dobrze zresztą. Następnie o. Remigiusz zadał mężczyznom takie pytanie: "Czy ta miłość z czasów ślubu (kiedy kochaliście żony najmocniej na świecie) i ta miłość teraz w tym momencie (kiedy też kochacie żony najmocniej na świecie) to jest ta sama miłość?". Słuchałem tej nauki już kilka razy w różnych miejscach i za każdym razem faceci odpowiadali bardzo różnie. Jedni kiwali, że nie jest to ta sama miłość, inni że właśnie jest.

I wtedy o. Remigiusz powiedział takie coś: "Jeżeli odpowiedzieliście, że wasza miłość do żony teraz jest inna niż ta w czasie waszego ślubu, to bardzo dobrze." O co mu chodziło? Oczywiście o dojrzewanie miłości. Jeżeli jakiś pan kocha swoją żonę dokładnie tak samo, jak wiele lat temu w momencie ślubu, to znaczy że jego miłość jest martwa. Miłość musi dojrzewać. My całe życie się jej uczymy. Nigdy nie będziemy tak dostatecznie kochać, żeby nie móc kochać jeszcze bardziej. Poniżej zapis z całej nauki o. Remigiusza Recława, o której piszę.


Pierwsza miłość, o której mówi bł. Matka Teresa, może nam się kojarzyć jako miłość do jakiejś tam pierwszej z osób, które nam się w życiu spodobały, w których się zauroczyliśmy. Ale czy tak naprawdę małżeństwa w takim razie nie możemy podzielić na etapy: pierwsza miłość, druga miłość, trzecia miłość itd.? Skoro ta miłość dojrzewa, to znaczy że pierwsza jest o wiele mniej dojrzała niż np. trzecia. Ale jest na pewno świeższa. Później ta miłość powszednieje, bo poznajemy drugą osobę nie jako cud natury, ale jako tę zwyczajną osobę, wobec której mamy pewne zobowiązania. Kierując się porównaniem bł. Matki Teresy, jeżeli pierwsza miłość to piętka świeżego chleba, to małżeństwo z długim stażem jest całym chlebem, bo poznajemy się wzajemnie w całości, a nie tylko z zewnątrz, i to z tej najlepszej strony. Ale przecież świeżość można zachować nadal. I to nie będzie tylko piętka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

Między wierszami (2): "Bóg cię kocha, a to już trzy osoby"

Pisałem Wam już o radiu, w którym działam. Chciałbym Wam teraz przedstawić Olę. Ola jest absolwentką Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego „Soli Deo”. Kiedyś realizowałem studencki program. Dzień jak co dzień. Jednym z tematów audycji była akcja „Wierność jest sexy” organizowana przez to stowarzyszenie. Ola pojawiła się w studiu w roli gościa. Miała opowiedzieć o tej akcji słuchaczom. Ja wtedy byłem na takim etapie mojej wiary, że nie angażowałem się bliżej w żadne wspólnoty i organizacje katolickie, wolałem wierzyć sam i we wnętrzu własnego serca, nie przyznając się nawet za bardzo najbliższym. Tak się jakoś złożyło, że Ola zapragnęła po audycji nagranie wywiadu, a prowadzący spieszył się na tramwaj. Zapytał mnie więc, czy nie mógłbym dziewczynie zgrać rozmowę. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie, wszak miałem dużo czasu. Obiecałem, że wyślę jej nagranie na mejla. Przy okazji wysyłania wiadomości z załącznikiem wspomniałem Oli, że bardzo mi się ta akcja podoba – ...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...