Przejdź do głównej zawartości

Niepozorne 20 złotych

Wręczam pieniądze i mówię:
- Mam nadzieję, że pani je mądrze wyda.
- Tak, oczywiście. (w jej oczach pojawiają się łzy, jakby wzruszenia, a może smutku nad jakąś tragedią, która się wydarzyła)
- Pomodlę się za panią.
- Dziękuję bardzo, wszystkiego dobrego panu życzę.
- Wzajemnie.



Pośpiesznym krokiem wchodzę do Bazyliki św. Krzyża w Warszawie. Kościół ogarnia wielka cisza, w ławkach nie ma praktycznie nikogo, a w jednym z konfesjonałów czeka na wszystkich ksiądz z sakramentem, który najbardziej wyraża Miłosierdzie Boga.

Po krótkiej modlitwie osobistej idę się wyspowiadać. Długo zwlekałem. Miałem wielki problem z tym, że próbuję słuchać głosu Boga i ciągle w tym wszystkim myślę o sobie. Na adoracji prawię Mu kazania. A przecież powinno być odwrotnie. A może nawet i nie odwrotnie, bo przecież to przede wszystkim nasz Przyjaciel.

Odchodzę od konfesjonału dotknięty Łaską Bożą, klękam znów w jednej z ławek (tym razem trochę bliżej ołtarza) i zaczynam tradycyjne swoje gorzkie żale: Boże, i co ja mam robić? Co Ty mi chcesz powiedzieć?

Nie zdążyłem dobrze zebrać myśli, a podchodzi do mnie pewna kobieta w średnim wieku. Zagaduje i pyta, czy nie wspomógłbym jej finansowo, ponieważ straciła dach nad głową. Nie wygląda na typowego żula, bardziej na zaniedbaną panią, która próbuje jakoś jednak walczyć o swoje życie. Mówi, że chciałaby kupić coś więcej do jedzenia, zrobić sobie herbatę.

Nie wiem czemu, ale tak jak zwykle po prostu odmawiam datku, ponieważ wiele takich osób wydaje pieniądze na alkohol i gorsze używki. Ale tym razem ta sytuacja, w której ja świeżo po spowiedzi klęczę przed ołtarzem, sprawia że odpowiadam bez wahania: Ile pani potrzebuje?

Kobieta mówi, że 20 złotych. Otwiera mi swoją damską torebkę i coś pokazuje. Nie do końca rozumiem co, ale to mnie nawet nie interesuje, bo nie chcę jej dokładnie sprawdzać, przeczesywać czy nie oszukuje. To niebywałe. Tak jak zazwyczaj nie noszę kasy przy sobie, albo jak już, to większy banknot, który akurat dostałem w prezencie pod choinkę lub wypłaciłem, a który ciężko mi rozmienić, to tym razem akurat mam dokładnie 20 złotych.

Wręczam pieniądze i mówię:
- Mam nadzieję, że pani je mądrze wyda.
- Tak, oczywiście. (w jej oczach pojawiają się łzy, jakby wzruszenia, a może smutku nad jakąś tragedią, która się wydarzyła)
- Pomodlę się za panią.
- Dziękuję bardzo, wszystkiego dobrego panu życzę.
- Wzajemnie.

Nie wiem, czy ta kobieta mówiła prawdę. Może została podesłana przez jakichś cyganów i odpowiednio scharakteryzowana. Być może to pieniądze myśląc po ziemsku stracone. Ale wiem jedno - w tym wszystkim był i jest Bóg. Tylko On zna prawdziwe moje serce i serce tej kobiety. I nawet jeśli byłaby oszustką, może moje słowa o modlitwie do niej jakoś głębiej dotrą i rozpoczną proces nawrócenia? A jeśli naprawdę ma w sobie taką biedę i potrzebuje pomocy?

Te niepozorne dwadzieścia złotych, nawet jeśli dla niej mogą okazać się całym życiem w tym momencie, szybko przepadną. Może sobie kupi dobry obiad, wypije coś ciepłego i dotrwa do wieczora. Ale jutro problem powróci. Pan Bóg jednak mi pokazuje coś o wiele większego.

Jezus mówi do mnie tak: Pytasz Mnie, co masz robić? To Ja ci odpowiem. Posyłam ci ludzi, których masz nakarmić. Nie tylko chlebem i pieniędzmi, ale przede wszystkim swoją obecnością, wsparciem, modlitwą, dobrym słowem. A dlaczego zrobiłem to dopiero wtedy, kiedy oddałeś Mi wszystkie swoje słabości i grzechy? Bo tylko z Moją Mocą i Łaską jesteś w stanie okazywać Bożą Miłość. Sam byś tylko się zagubił i popadł w jeszcze większą pychę ze swoich uczynków. I zaufaj Mi, że ze Mną będziesz miał zawsze akurat takie środki, które będą potrzebne drugiemu człowiekowi. Choćby te niepozorne 20 złotych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

Między wierszami (2): "Bóg cię kocha, a to już trzy osoby"

Pisałem Wam już o radiu, w którym działam. Chciałbym Wam teraz przedstawić Olę. Ola jest absolwentką Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego „Soli Deo”. Kiedyś realizowałem studencki program. Dzień jak co dzień. Jednym z tematów audycji była akcja „Wierność jest sexy” organizowana przez to stowarzyszenie. Ola pojawiła się w studiu w roli gościa. Miała opowiedzieć o tej akcji słuchaczom. Ja wtedy byłem na takim etapie mojej wiary, że nie angażowałem się bliżej w żadne wspólnoty i organizacje katolickie, wolałem wierzyć sam i we wnętrzu własnego serca, nie przyznając się nawet za bardzo najbliższym. Tak się jakoś złożyło, że Ola zapragnęła po audycji nagranie wywiadu, a prowadzący spieszył się na tramwaj. Zapytał mnie więc, czy nie mógłbym dziewczynie zgrać rozmowę. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie, wszak miałem dużo czasu. Obiecałem, że wyślę jej nagranie na mejla. Przy okazji wysyłania wiadomości z załącznikiem wspomniałem Oli, że bardzo mi się ta akcja podoba – ...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...