Przejdź do głównej zawartości

Do kogóż pójdziemy?

Czasem każdemu zdarza się, że wpada do głowy jakieś usłyszane gdzieś zdanie (zupełnie nie wiadomo dlaczego akurat teraz) i trudno o nim zapomnieć. Jeśli chodzi o Ewangelię, to ostatnio ciągle mi się przypomina to, co powiedział Szymon Piotr do Jezusa: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga".

"Do kogóż pójdziemy?"... Czy nie jest tak, że w naszym życiu często działamy przeciwko Bogu, tak jak chcemy, nie troszcząc się o wiele, ale podświadomie i tak czujemy, że chcemy naprawdę czegoś więcej? I mi zdarza się robić coś na przekór, a także tracić wiarę i motywację do życia. Jednak nawet gdybym wykrzykiwał Panu Bogu, że mam Go już dość, że Go nienawidzę, że nie rozumiem tego wszystkiego, to przecież rodzi się pytanie: dokąd pójdę? Ks. Piotr Pawlukiewicz opowiedział kiedyś historię o tym, jak to do pewnego księdza przyszedł mężczyzna. Powiedział duchownemu, że on nie czuje tej wiary, że nie chce wierzyć, że nie chce w swoim życiu Pana Boga, że ma tego dość. Ksiądz był sprytny i odpowiedział mu tak: "No dobrze, w takim razie oddaj różaniec, medalik i wszystkie święte obrazki". Mężczyzna się poruszył i odparł: "Nie! Zaraz! Dlaczego?". Na to ksiądz: "No przecież powiedziałeś, ze nie chcesz mieć z Panem Bogiem nic wspólnego."

Skąd my to znamy? Choćby ze spowiedzi. Ile razy wędrujemy do konfesjonału z myślą, że znowu mamy te same grzechy, znowu z tego samego się musimy spowiadać, znowu to samo postanowienie poprawy... I tak w kółko. Powstaje pytanie: po co? Wielu ludzi tak pomyślało i przestało się spowiadać. Ale inni ten rytuał powtarzają często. Dlaczego? Właśnie dlatego, że grzechy grzechami, ale my nie mamy dokąd indziej pójść. Kto inny nam przebaczy grzechy? Może inny człowiek? Pytanie tylko, czy inny człowiek może zastąpić Boga. Na krótką metę być może tak. Na krótką metę.

Na koniec tego wpisu jeszcze jedna historia, ponoć autentyczna. Było dwóch kolegów - jeden bardzo wierzący, drugi ateista. Na tematy życiowe nie mogli się zbytnio dogadać. Ateista każdego dnia dziwił się koledze, gdzie on tego Boga widzi, przecież Go nie ma. Dziwił się, bo każdego dnia słyszał o tym, jak Pan Bóg jest dobry i miłosierny, że go zawsze kocha i chce dla niego dobrze. Drogi tych kumpli się rozeszły, ale po parunastu latach ateista został ranny w wypadku samochodowym. Znalazł się w dość dramatycznej sytuacji, bo leżał w takim miejscu, gdzie w każdej chwili mogło dojść do eksplozji. Doskonale o tym wiedział. Nagle przypomniał sobie o tym, że kiedyś kolega mówił mu o Panu Bogu. Zaczął się do Niego modlić: "Boże mojego kolegi, jeżeli naprawdę jesteś, uratuj mnie". Wiecie co? Mężczyzna wyszedł z tego wypadku bez szwanku. Pewnie wielu z was powie, że "jak trwoga, to do Boga". Po części jestem w stanie się z tym zgodzić.

Miewasz takie chwile, że wiesz, że robisz źle i czujesz, że to nie to, ale ciężko jest Tobie się zmienić? Panu Bogu wystarczy, że chcesz. Tyle wystarczy. On już swoje zrobi. "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

To jest właśnie dla mnie wspólnota

Kiedy jest wspólnota? Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, kiedy pewna grupa ludzi gromadzi się w jednym miejscu, np. żeby uwielbiać Pana Boga. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy w tej grupie mówimy sobie różne rzeczy, dzielimy się własnymi przemyśleniami, wymieniamy smutki i radości. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy śpiewamy na chwałę Pana w mniej lub bardziej równej intonacji, gdy wspólnie otwieramy nasze buzie i w jedności śpiewamy o tym, jak jest Bóg dobry. To wszystko prawda. Ale dla mnie definicja wspólnoty jest nieco inna. Niedawno znów pojechałem do Łodzi na spotkanie Mocnych w Duchu. Już po wejściu na salę przywitała mnie pani, która rozpoznała mnie, że ja to ten utrudzony z Warszawy. :) Spotkałem pewnego dość starszego mężczyznę, którego znałem z wcześniejszych spotkań, bo też dołączał do wspólnoty. Powiedział, że jest pełen podziwu dla tego, że przyjeżdżam tak ze stolicy. Podzielił się ze mną różnymi swoimi opowieściami życio...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...