Przejdź do głównej zawartości

Wywiad z ks. Markiem Dziewieckim



"Nie ma radości bez miłości, i to bez miłości w trzech wymiarach: do Boga, do bliźniego i do samego siebie."



Ks. Marek Dziewiecki – kapłan diecezji radomskiej, doktor psychologii i magister teologii, wykładowca, Krajowy Duszpasterz Powołań, członek komisji Episkopatu Polski ds. Trzeźwości, autor wielu książek i artykułów, m.in. na temat psychologii zdrowia, profilaktyki i terapii uzależnień, a także z zakresu komunikacji międzyludzkiej.



Czym jest spowiedź?

Dla dojrzałych chrześcijan spowiedź to spotkanie z Bogiem, potrzebne nam po to, by co jakiś czas rozliczyć się z własnego postępowania. Mówiąc językiem współczesnym, to taki duchowy i moralny audyt. Sensem spowiedzi nie jest upokorzenie samego siebie, lecz przeciwnie – uwalnianie się z błędów, jeśli takie popełniłem i rozwijanie we mnie z pomocą Boga tego, co dobre, prawdziwe, piękne. Jezus nie chce, byśmy się zadręczali popełnionymi grzechami, lecz byśmy się nawracali i uczyli od Niego dojrzale kochać, bo wtedy Jego radość będzie w nas i będzie ona pełna (por. J 15, 11).
 
W książce pt. "Psycholog w konfesjonale", który jest wywiadem-rzeką z Księdzem, mówi Ksiądz o tym, że jest spora grupa młodych ludzi, którzy przychodzą do spowiedzi, czy choćby na zwykłą rozmowę do duchownego, z pytaniami o wiarę, o Boga, bo ich to naprawdę interesuje. Z drugiej strony wiele osób też traktuje sakrament pokuty i pojednania jako coś, co trzeba zaliczyć. I nawet, jeśli jest to regularna spowiedź, to wydaje mi się, że tam niewiele "głębi" można znaleźć. Jak to jest z dzisiejszymi młodymi ludźmi?

Obserwuję bardzo duże zróżnicowanie postaw, gdy chodzi o młodych ludzi w kontekście sakramentu pokuty i pojednania. Jedni uważają, że to niepotrzebny ciężar, zbędne umartwianie siebie, niepotrzebne wyrabianie sobie poczucia winy. Inny traktują jako zło konieczne, coś w rodzaju pójścia co jakiś czas do dentysty i poddania się bolesnym zabiegom. Inni traktują spowiedź w sposób magiczny, czyli myślą, że już przez samo wyznanie grzechów rozliczyli się z przeszłością i teraz ich postępowanie będzie już idealne. 

Spotykam też i takich młodych ludzi, którzy imponują mi dojrzałością. Są oni realistami i dlatego wiedzą, że czasem krzywdzą samych siebie, czasem wyrządzają zło bliźnim, a czasem pozwalają się krzywdzić. Wiedzą, że są niedoskonałymi i grzesznymi ludźmi, którzy potrzebują uczciwego rachunku sumienia. Szczerze żałują za swoje winy, wynagradzają bliźnim zło, jakie im wyrządzili, wyciągają jasne wnioski z przeszłości i podejmują stanowczą pracę nad sobą, aby już do złej przeszłości nie wracać. Postępują zatem w sposób podobny do syna marnotrawnego, który wrócił do kochającego ojca, opisał swoje grzechy i zaczął odpowiadać miłością na miłość. To właśnie dlatego tak mocno pragnął pozostać przy ojcu, że chciał być choćby najemnikiem, byle pozostać blisko tego, kto kocha. Znam sporo młodych ludzi, którzy wiedzą, że sensem spowiedzi oraz istotą nawrócenia jest to, by kochać, jeśli ktoś dotąd krzywdził zamiast kochać, lub kochać bardziej niż dotąd, jeśli ktoś kochać już zaczął.
Czy spowiedź może być pewnego rodzaju terapią psychologiczną?  

Człowiek nie jest psychiką, lecz człowiekiem. Dobrze przygotowana i owocnie przeżyta spowiedź uzdrawia całego człowieka, a nie tylko jego psychikę, nie tylko jego sposoby myślenia czy jego przeżycia. Dojrzała spowiedź jest rodzajem terapii egzystencjalnej, jeśli już chcemy użyć terminu „terapia”. Nie należy mylić spowiedzi z pomocą psychiczną. Jeśli ktoś ma zaburzenia psychiczne, na przykład w postaci chorobliwych lęków czy jest dręczony patologicznymi skrupułami, to w tym momencie spowiedź mu nie pomoże. Potrzebuje pomocy kompetentnego psychologa czy terapeuty.

Czym jest kierownictwo duchowe? Do kogo jest ono skierowane?

Wyrażenie „kierownictwo duchowe” jest o tyle nieprecyzyjne, że może być rozumiane jako decydowanie za kogoś o jego wartościach, o zasadach moralnych czy o priorytetach życiowych. Kierownictwo duchowe rozumiane w sposób pogłębiony to życzliwe i przyjazne towarzyszenie danemu człowiekowi w sprawach ducha, moralności i religijności przez kogoś kompetentnego w tych dziedzinach, kto cieszy się zaufaniem tegoż człowieka. Takie kierownictwo to szansa na słuchanie porad i na przyjmowanie życzliwego wsparcia ze strony kogoś, kto sam postępuje w dojrzały sposób, czyli zgodnie z zasadami Ewangelii i kto potrafi pomagać innym ludziom w dorastaniu do świętości. W praktyce kierownictwo duchowe oznacza analizowanie własnego życia w świetle słów i czynów Jezusa z pomocą duchowego autorytetu, by uniknąć zastojów w rozwoju czy strzec się oszukiwania samego siebie. 

Czy można obwiniać Boga za różne nasze problemy życiowe?

Niektórzy tak właśnie czynią, a Bóg w swej miłości i delikatności cierpliwie znosi takie nieuzasadnione ataki na Niego. Osobiście często spotykam się z ludźmi, którzy atakują Boga za zło, które sami uczynili lub za zło, które ktoś z ludzi im wyrządził. Typowy przykład: pewna kobieta powiedziała do mnie z oburzeniem: Jak Bóg mógł dopuścić, że pijany kierowca najechał na mojego syna i moje dziecko jest teraz kaleką? Można by w takiej sytuacji postawić tej pani pytanie: Czy ów pijany kierowca konsultował się z Bogiem i Bóg pozwolił Mu jechać po pijanemu? Nie możemy obwiniać Boga za to, że ktoś z ludzi Go nie słucha i że zamiast kochać, ktoś kradnie, bije, dręczy psychicznie, wywołuje wojnę, staje się ludobójcą. To człowiek skazał Boga na krzyż, a nie odwrotnie! Bóg nigdy nie ześle nam żadnych krzyży, cierpień, chorób, nieszczęść. Wszystko, co złe, zsyłamy sobie sami, zsyłają nam inni ludzie lub jest pośrednim skutkiem zła i grzechów poprzednich pokoleń, począwszy od Adama i Ewy. Za niewinnym cierpieniem jednego człowieka kryje się wina innego człowieka, a nie wola Boga. Bóg jasno powiedział, czego pragnie: byśmy kochali siebie wzajemnie tak, jak Jego Syn pierwszy nas pokochał. Jezus przyjął krzyż na swoje ramiona, bo chciał być ostatnim, który na tej ziemi jest krzywdzony. Im bardziej będziemy Go naśladować, tym mniej będzie ludzi, którzy cierpią i płaczą. 

Czy grzech ciężki może w wyjątkowych sytuacjach być uznany za grzech lekki? Podam przykład: jeśli ktoś jest uzależniony od jakiegoś grzechu ciężkiego, popełnił go znów po spowiedzi, ale próbuje z tym walczyć, często się spowiada i bardzo chce przyjąć Komunię, to nie będzie miał grzechu świętokradztwa, gdy ten opłatek przyjmie? W końcu przecież istnieje przekonanie, że jeśli nie jesteśmy pewni, czy możemy iść do Komunii, to nie powinniśmy tego robić. Ale przecież nie zawsze da się wyeliminować jakiś problem jedną spowiedzią. Czasami potrzebny na to czas (małymi kroczkami), a jednak przyjmowanie tej Komunii umacnia często człowieka. 

Grzech ciężki nie może być uznany za lekki, podobnie jak grzech lekki nie może być uznany za ciężki. Problemem może być natomiast ustalenie, jaki grzech w konkretnym przypadku popełnił ten konkretny człowiek. Otóż obowiązuje tu następująca zasada: odpowiedzialność każdego człowieka za te same złe czyny jest niepowtarzalna i może być inna niż u drugiego człowieka, który popełnia podobne zło. Każdy z nas jest inny. Każdy ma inną historię, otrzymał inne wychowanie, ma sobie tylko właściwą wrażliwość sumienia. Każdy ma inną sytuację, w której żyje tu i teraz, podlega innym naciskom zewnętrznym. Bóg to wszystko uwzględnia, bo zna na wylot nasze serca i naszą sytuację życiową. To właśnie dlatego Dekalog obowiązuje wszystkich ludzi, ale odpowiedzialność moralna za złamanie danego przykazania może być u danego człowieka inna niż u innych ludzi. 

Dla przykładu, jeśli upija się dziesięciu młodych ludzi, to każdy z nich zaciąga inny stopień winy. Jeśli któryś z nich otrzymał solidne wychowanie i świadomie kpi sobie z własnego zdrowia, z własnej wolności, to może mieć grzech ciężki. Jeśli jego kolega jest dzieckiem rodziców-alkoholików i został wciągnięty w nałóg już jako dziecko, to jego odpowiedzialność jest bardzo ograniczona. Jest ona bowiem proporcjonalna do stopnia wolności i świadomości. Jeśli natomiast popełnił ktoś świadomie i dobrowolnie wielkie zło, to ma grzech ciężki i dopóki się z niego nie wyspowiada i nie skończy z tym złem, to przyjmowanie Komunii świętej byłoby świętokradztwem. Przyjmowanie Komunii oznacza, że trwam w miłości Chrystusa i że staram się kochać jeszcze bardziej niż dotąd. Jeśli natomiast jestem jeszcze uwikłany w grzech ciężki, to sakramentalnym spotkaniem z Jezusem, którego potrzebuję, nie jest Komunia święta, lecz sakrament pokuty i pojednania. 

Czym dla Księdza jest radość chrześcijańska? 

Dla mnie radość chrześcijańska jest radością! Nie jest to jeden z nastrojów, lecz jest to sposób istnienia tych, którzy kochają. Jeśli trwam przy Jezusie i kocham, to czasem mogę być z jakiegoś powodu zaniepokojony, smutny. Mogę przeżywać poważne rozterki, bo i ja, i moi bliźni nie jesteśmy doskonali. Jednak radość trwa we mnie również w takich sytuacjach. Objawia się ona poprzez pokój sumienia i pogodę ducha także wtedy, gdy moje emocje i uczucia są bolesne. Radość jest owocem miłości i jest trwała – jak miłość. 

W jednym z moich poprzednich wywiadów (z ks. Bogusławem Kowalskim) ja i rozmówca doszliśmy do wniosku, że radość może się brać między innymi z przynależności do jakiejś grupy, z posiadania konkretnego hobby. Ks. Bogusław powiedział, że każdy mężczyzna chce mieć swoją "małą ojczyznę". Czy Ksiądz radzi czasem ludziom właśnie taką formę wychodzenia ze swoich problemów? Przez wychodzenie do ludzi, szukanie pasji, tworzenie takiej swojej "małej ojczyzny"?

To wszystko jest dobre i bardzo każdemu z nas potrzebne. Dla mnie taką małą ojczyzną, w której się świetnie czuję, jest na przykład poezja śpiewana czy samotna jazda rowerem. Wtedy odpoczywam, unoszę się jak na skrzydłach radości. Jest to jednak mała radość, czyli taka, która nie wystarczy do trwałego szczęścia. Ta wielka radość, którą przynosi nam Jezus, wynika z trwania w serdecznej przyjaźni z Nim oraz z przyjaźni z Bożymi ludźmi, którzy od Niego uczą się kochać i których ja kocham. Powtórzę: nie ma radości bez miłości, i to bez miłości w trzech wymiarach: do Boga, do bliźniego i do samego siebie.

1 i 2 listopada to święta radosne, czy smutne? Nie pytam o oficjalną wykładnię Kościoła, ale o Księdza osobiste odczucia.

Wspomnienie Wszystkich Świętych i Wspomnienie Wszystkich Zmarłych to dni, które przynoszą mi niemal wszystkie kolory przeżyć. To najpierw dni radości z powodu tego, że Bóg kocha nas na zawsze i że dlatego właśnie będziemy żyć wiecznie, bo Bóg nie kocha trupów, lecz żyjących. Nasze życie wieczne nie wynika z naszej natury, lecz z miłości Boga. Każdy z nas ma początek i mógłby mieć koniec. Żyć wiecznie będziemy nie dlatego, że nasza natura jest nieśmiertelna, lecz że miłość Boga do każdego człowieka jest nieśmiertelna. Pierwsze dwa dni listopada to dla mnie dni radości także z tego powodu, że Kościół stawia mi przed oczy wielu świętych. To radosne dla mnie potwierdzenie, że człowiek jest w stanie stawać się podobnym do Boga, kochać według tych samych zasad, co Jezus.  

Wspomnienie Wszystkich Świętych i Wspomnienie Wszystkich Zmarłych powoduje we mnie inne jeszcze przeżycia, z których pierwsze to tęsknota, tęsknota za tymi, którzy są już z tamtej drugiej, wiecznej strony istnienia. To dla mnie zwłaszcza wielka tęsknota za moimi Rodzicami, którzy zmarli sześć lat temu (Mama zmarła sześć tygodni po śmierci Taty). Dla ateistów zmarli już nie istnieją. Są unicestwieni przez materię. Są już tylko wspomnieniem. Dla chrześcijan zmarli dalej żyją, nadal nas kochają, nadal się za nas modlą i ciągle za nami tęsknią. A ja tęsknię z nimi. Pierwsze dni listopada to dla mnie także dni refleksji nad moim sposobem życia tu i teraz. Wiem, że Bóg gwarantuje mi życie wieczne, bo nigdy nie przestanie mnie kochać i dlatego po śmierci doczesnej wskrzesi mnie, podobnie jak wskrzesi innych ludzi. Jednak poprzez nas sposób postępowania to my decydujemy o tym, jakie to będzie życie wieczne: w radości zbawionych czy w zupełnie innej formie, którą nazywamy piekłem. 

Nazwa mojego bloga to "Wyruszyć w dal". Jakie jest pierwsze skojarzenie Księdza z tą nazwą? 

Wyruszyć w dal oznacza dla mnie najpierw uznanie, że to, kim jestem tu i teraz oraz więzi, jakie tu i teraz buduję, to ciągle jeszcze za mało, by być w pełni szczęśliwym. Wyruszyć w dal to stawiać sobie codziennie nowe wymagania, to stawać się codziennie większym od samego siebie – większym mocą spotkań z Jezusem i z ludźmi, którzy od Niego uczą się myśleć, kochać, decydować, żyć… 

Może na koniec jakieś Księdza rady dla tych, którzy teoretycznie wiedzą, że spowiedź jest ważna, że spotykają się tam z miłosiernym Jezusem, który wybaczy ich każdy grzech, ale mimo to jakiś lęk ich odpycha od zrobienia tego kroku. Proszę o sugestie także dla tych, którzy gdzieś się pogubili w życiu i nawet jeśli wiedzą, co mają zrobić, to nie mają motywacji, żeby ten pierwszy ruch wykonać. 

Dla tych pierwszych moja rada brzmi: człowieku, każdego dnia kochaj coraz bardziej! Spowiadanie się ma sens jedynie z miłości! Nie ze strachu, nie z poczucia obowiązku, nie dla tradycji, nie dla „świętego” spokoju, nie z lęku przed piekłem, ale właśnie z miłości. Dopóki nie zaczniesz mocno, ofiarnie, uczciwie kochać, to nic nie ma sensu i nic nie będzie owocne; spowiedź też nie.

Tym, którzy się pogubili i wiedzą, co powinni teraz uczynić, ale nie mają siły, by to czynić, chcę podpowiedzieć, by szukali kontaktu z Bożymi ludźmi. Siła i mobilizacja nie płynie z wiedzy, tylko z doświadczenia miłości. Włącz się do dobrze owocnie funkcjonujących katolickich grup formacyjnych, w których ludzie kochają i uczą się od Jezusa sztuki życia. Pamiętaj, że siła płynie z dobrych więzi, czyli z bycia wśród ludzi, dla których Bóg jest najwyższym autorytetem i którzy wiedzą, że nie mogą kochać Boga, jeśli nie kochają człowieka. Przez takich ludzi najłatwiej doświadczysz miłości Boga i staniesz się silniejszym od Twoich słabości. 

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram

Wywiad z Katarzyną Marcinkowską

Katarzyna Marcinkowska - żona i mama, autorka projektu "Serce kobiety", prowadzi kursy przedmałżeńskie, konferencje i warsztaty dla narzeczonych Czego pragną kobiety? Każdy człowiek pragnie miłości. A my chyba szczególnie. Ale oczywiście to pytanie jest bardzo szerokie, musielibyśmy zapytać każdą kobietę. Mamy różne historie, różne braki, różne pragnienia. Najbardziej uniwersalna jest chyba właśnie miłość. Chcemy jej tak samo jak mężczyźni, ale trochę w inny sposób. Ta miłość i relacja z mężczyzną mocno wiąże się z pragnieniem akceptacji i poznania samej siebie oraz bycia przyjętą.   Chcemy dobrze czuć się z samą sobą i by inni dobrze czuli się z nami. Odnaleźć siebie, zrobić coś ze swoim życiem. To jest chyba w ogóle poszukiwanie człowieka XXI w. Te kobiece pragnienia są często jakoś związane z innymi ludźmi, z potrzebą tworzenia więzi, ale tak naprawdę każda z nas pragnie odnaleźć swoją prawdziwą wartość i prawdę o sobie niezależną od drugiego, nawet najb

Stoczyć bitwę, uratować Piękną

Na pewno zdarzyło się Wam natknąć w Internecie na żart związany z oczekiwaniami kobiet w stosunku do mężczyzn i odwrotnie. Według tej teorii płeć piękniejsza wymaga od facetów, żeby byli wszystkim (i tu milion różnych cech). Mężczyźni z kolei pragną od kobiet tylko dwóch rzeczy. Pewnie wiecie jakich. ;-) Katarzyna i Mariusz Marcinkowscy - fot. wywiad z Kasią Marcinkowską Z żartami jest jak z plotkami - w każdym mieści się źdźbło prawdy . Tak jest też i w tym przypadku. Ale czy do końca? Katarzyna Marcinkowska rok temu udzielając mi wywiadu na blogu mówiła m.in. o pewnych przemianach w społeczeństwie i procesach, jakie zachodziły jeśli chodzi o role kobiet i mężczyzn w  rodzinach. " Mężczyzna dawniej miał ściśle ustalone miejsce, miał konkretne zadanie utrzymania rodziny , wiedział, co ma robić i jaki ma być. Albo nie miał czasu nad tym myśleć, albo nikt nie mówił mu jaki ma być. Nie musiał szczególnie mocno wchodzić w relacje np. z dziećmi, a często zwyczajnie nie miał na