Przejdź do głównej zawartości

Zachwycony, że tyle tego

"Kiedy gdziekolwiek świętujemy odpust, Bóg staje i mówi: "Stań przede mną, bądź ze mną, a ja ci wszystko dam."
 o. Adam Szustak OP


Kiedy słyszę słowo „odpust”, staje przed moimi oczami obraz straganów wypełnionych mnóstwem różnych dobroci. W dzieciństwie jeździłem co roku na wieś do babci na takie właśnie wydarzenie. Pamiętam, że byłem wręcz zachwycony, że tyle tego. Czego? Ano zabawek, dziwnych pojazdów, śmiesznych pistoletów na wodę, balonów, pamiątek itd. Dziś wiejski odpust mi się bardziej kojarzy z obwarzankami. Choć i te powszednieją, gdy można je kupić np. na 1 listopada przy cmentarzach.

Ale w tym wszystkim nawet nie chodziło o te wszystkie dobra materialne. Tzn. chodziło, ale nie do końca! Ta atmosfera, to podekscytowanie tym, co zobaczę na straganach, ten niezwykły klimat…

Byłem ostatnio na Jarmarku św. Dominika w Warszawie. Impreza ta jest związana z odpustem owego świętego na Służewie. Przy uroczystym polonezie otwierającym jarmark o. przeor klasztoru wyraził nadzieję, że nikt nie wyjdzie tego dnia z tego miejsca smutnym. Radość, zabawa, uśmiech – tamten dzień był naprawdę wyjątkowy.

W odpuście jednak chodzi o coś więcej. Kiedy słuchałem o. Adama i tego, co mówił w jednej z homilii nt. odpustu, nie mogłem w to uwierzyć. Nasuwały mi się różne niedowierzające słowa w stylu „no stary, teraz to przesadziłeś”. Dominikański kaznodzieja określił odpust jako czas, w którym Bóg chce nam siebie dać w całości, przerwać grzech i związać się z nami dokładnie tak, jak będziemy połączeni z Nim po ziemskiej śmierci.

Idąc ostatnio do spowiedzi miałem w głowie inne słowa dominikanina z pewnej konferencji. O. Szustak mówił w niej o tym, że gdybyśmy naprawdę poznali miłość Boga do nas, ale tak zupełnie na serio w całości, nigdy już byśmy się nie oddalili od Niego. I mówilibyśmy tak: „Panie Boże, jak Ty mnie tak kochasz, to ja już nie będę grzeszył”.

Na jarmarku najbardziej chyba zachwyciło mnie to, że ludzie potrafili sobie nawzajem mówić miłe słowa i się uśmiechać ot tak po prostu. Widać było prawdziwie chrześcijańską radość. I myślę, że nawet jeśli odpust często jest spłycany właśnie do takich różnych parad, balang i targów, to jednak jeśli to jest naprawdę szczera radość wypływająca z serca, to przecież jest w tym Bóg.

Spróbuj sobie codziennie wieczorem usiąść i zapisać na karteczce wszystkie dobre rzeczy, które Cię danego dnia spotkały. Zobacz w tym Boga. Uśmiechnij się i zachwyć tym, że tyle tego.


 "Nigdy nie poznamy całego dobra, jakie może dać zwykły uśmiech."      
                                 bł. Matka Teresa z Kalkuty 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...

To jest właśnie dla mnie wspólnota

Kiedy jest wspólnota? Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, kiedy pewna grupa ludzi gromadzi się w jednym miejscu, np. żeby uwielbiać Pana Boga. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy w tej grupie mówimy sobie różne rzeczy, dzielimy się własnymi przemyśleniami, wymieniamy smutki i radości. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy śpiewamy na chwałę Pana w mniej lub bardziej równej intonacji, gdy wspólnie otwieramy nasze buzie i w jedności śpiewamy o tym, jak jest Bóg dobry. To wszystko prawda. Ale dla mnie definicja wspólnoty jest nieco inna. Niedawno znów pojechałem do Łodzi na spotkanie Mocnych w Duchu. Już po wejściu na salę przywitała mnie pani, która rozpoznała mnie, że ja to ten utrudzony z Warszawy. :) Spotkałem pewnego dość starszego mężczyznę, którego znałem z wcześniejszych spotkań, bo też dołączał do wspólnoty. Powiedział, że jest pełen podziwu dla tego, że przyjeżdżam tak ze stolicy. Podzielił się ze mną różnymi swoimi opowieściami życio...