Przejdź do głównej zawartości

Wtedy jestem naprawdę Mocny w Duchu

Dla mnie ten dzień był jeszcze bardziej intensywny, ponieważ dla nowych osób we wspólnocie od rana tam zorganizowano skupienie dla dopiero co wstępujących członków. Z samego rana zebraliśmy się przy Sienkiewicza w Łodzi, podzieliliśmy informacją, kto ma ile wolnych miejsc w samochodzie, i ruszyliśmy.



Ostatni miesiąc to dla mnie intensywny czas, jeśli chodzi o wgłębianie się do łódzkiej wspólnoty Mocni w Duchu. Ktoś powie: przecież jesteś z Warszawy. Nie masz tutaj niczego takiego? Ano mam. Tylko że sercem jestem za Mocnymi. Czasem jest tak, że przestajemy myśleć logicznie a zaczynamy kierować się sercem. Dla człowieka z zewnątrz to się wydawać może nawet głupie. A dla nas? A my po prostu tym żyjemy. Przestajemy wegetować, bo zaczynamy angażować się w coś, co nas przywraca do życia, pobudza. A tutaj fundament jest bardzo mocny, bo jest nim Pan Bóg.

W niedzielę mogłem uczestniczyć w bardzo ważnym dla wspólnoty wydarzeniu. Przystanek Zofiówka to bardzo miłe miejsce położone koło Tuszyna w województwie łódzkim. Cała wspólnota się tam zgromadziła w to piękne i słoneczne popołudnie, żeby razem być. Tak, przede wszystkim razem być. Modlić się, jeść, tańczyć, śmiać się, ale przede wszystkim właśnie być.

Zabawy integracyjne i wspólne spacery to chyba coś, co jest nieodłącznym elementem tego typu spotkań. O. Paweł Sawiak poprowadził dla nas medytację, w której mogliśmy na chwilę się duchowo wyciszyć i porozmawiać z Panem Bogiem. Choć to było nieco trudne ze względu na upały. Ale cały czas gdzieś z tyłu głowy miałem przeświadczenie: dobrze, że tu jestem.

Dobrze, że tam byłem. Dobrze, że mogłem się dzielić z innymi przeżywaniem wiary, ale także porozmawiać na zupełnie odrębne tematy. A wraz ze zbliżaniem się Godziny Miłosierdzia piknikujących w Zofiówce przybywało.

Punktualnie o 15:00 rozpoczęliśmy Eucharystię. Przyznam, że tak głębokiego uczestniczenia w mszy nigdy wcześniej nie przeżyłem. No może raz - w Porszewicach - gdy była wielka euforia z powodu ukończonych właśnie rekolekcji w milczeniu. Mimo nietypowych warunków sprawowania tych najważniejszych obrzędów, czuć było wielką moc w nas. Moc z wysoka, jak to mówią. :)



A potem już zaczął się właściwy piknik. I muszę przyznać, że najbardziej takimi wzruszającymi dla mnie momentami były chwile, gdy mogłem porozmawiać z osobami, które wcześniej znałem z widzenia, widziałem na filmikach, ale z racji mojej anonimowości w tym środowisku raczej nawet nie potrafiłem się odważyć podejść kiedykolwiek.

Gdy niektóre osoby zaczęły opuszczać teren pikniku ze względu na codzienne obowiązki, a wokół nie było już takiego tłumu, można było pozwolić sobie na głębsze rozmowy. A one często tworzyły się same, gdzieś przypadkiem przy stoliku np.


Zostałem do samego końca. Kolega, z którym przyjechałem, postanowił mnie odwieźć do Łodzi na pociąg, którym miałem wrócić do stolicy. Trochę nerwów było, gdyż wracaliśmy na ostatnią chwilę, a ja musiałem jeszcze w kasie kupić bilet. Ale Piotrek zaoferował, że nawet jak nie zdążę, to zaprasza mnie do siebie, zrobi coś do jedzenia, a potem odwiezie na dworzec na nocny autobus, który miał być 2 godziny później. To się nazywa wspólnota! Co nie?

Na szczęście na pociąg zdążyłem. Wróciłem do domu z poczuciem... bycia szczęśliwym. I może to nie jest tak, że ja wcześniej nie byłem szczęśliwy, a teraz ja te szczęście odnalazłem. Myślę, że ja po prostu nauczyłem się to szczęście przyjmować. I każdego dnia dziękować Bogu za wszystko, czym mnie obdarza. Wtedy jestem prawdziwie sobą. Wtedy jestem naprawdę Mocny w Duchu.

___

Zdjęcia są screenami z filmów Mocnych w Duchu na ich kanale na Youtube.
Zapraszam również na facebooka Wyruszyć w dal!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

To jest właśnie dla mnie wspólnota

Kiedy jest wspólnota? Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, kiedy pewna grupa ludzi gromadzi się w jednym miejscu, np. żeby uwielbiać Pana Boga. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy w tej grupie mówimy sobie różne rzeczy, dzielimy się własnymi przemyśleniami, wymieniamy smutki i radości. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy śpiewamy na chwałę Pana w mniej lub bardziej równej intonacji, gdy wspólnie otwieramy nasze buzie i w jedności śpiewamy o tym, jak jest Bóg dobry. To wszystko prawda. Ale dla mnie definicja wspólnoty jest nieco inna. Niedawno znów pojechałem do Łodzi na spotkanie Mocnych w Duchu. Już po wejściu na salę przywitała mnie pani, która rozpoznała mnie, że ja to ten utrudzony z Warszawy. :) Spotkałem pewnego dość starszego mężczyznę, którego znałem z wcześniejszych spotkań, bo też dołączał do wspólnoty. Powiedział, że jest pełen podziwu dla tego, że przyjeżdżam tak ze stolicy. Podzielił się ze mną różnymi swoimi opowieściami życio...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...