Przejdź do głównej zawartości

"Nie róbmy z siebie robotów!"

Nie róbmy z siebie robotów! - napisała do mnie wczoraj na facebooku koleżanka.

Byłem dzisiaj na mszy z modlitwą o uzdrowienie. Zwróciłem uwagę na pewne dwa wzruszające momenty wśród współmodlących (ależ słowo wymyśliłem!). Pierwszy z nich dotyczył staruszki ledwo trzymającej się na nogach i pewnego starszego pana. Sam nie wiem, czy to był jej mąż, czy syn. Sądząc po wieku babinki, raczej pan był synem, albo ogólnie kimś bliskim po prostu. W każdym razie staruszka zwróciła moją uwagę tym, że nie potrafiła zbyt wielu ruchów zrobić. Wzruszające dla mnie było to, jak ten pan się nią opiekował. Gdy była mowa o Duchu św., który miał przyjść w danym momencie do ludzi podczas modlitwy, tulił ją, z wielką czułością starał się wzmocnić jej obecność tam.

Druga sytuacja dotyczyła pewnej rodziny, w której były dwie córki w wieku już ponad nastoletnim oraz mama. Niezbyt się wczuwały w modlitwę, na początku mszy nawet się trochę denerwowały na siebie, ale w pewnym momencie przy śpiewie złapały się za ręce i złączyły się. Może mały gest, ale tak sobie pomyślałem wtedy, że to musi być bardzo niezwykłe, gromadzić się razem z bliskimi na takiej modlitwie i wspólnie ją przeżywać.

Nie wszyscy lubią charyzmatyczne formy modlitwy. Ja jednak uwielbiam momenty, w których ludzie wychodzą spoza takiej łatki tego, jak się powinni zachowywać i po prostu robią to, co czują, a nie co wypada. Jedna pani płacze klęcząc, druga wyciąga ręce z wielkim uśmiechem na twarzy, inny pan lekko rusza biodrami i głośno śpiewa wielbiąc w ten sposób Boga i wychwalając Jego imię. I nawet ja - człowiek, który niezbyt dobrze się czuje w tańcu - potrafię się trochę rozruszać. I wtedy nie myślę o sobie przez pryzmat tego, co osiągnąłem, co mi się udało zrobić, ile osób mnie lubi, ale doceniam siebie takiego, jakim jestem. Bo przecież zostałem stworzony na obraz Boga.


Wróćmy do tej koleżanki. Napisała ona tak:
"Właśnie odkryłam, że ludzie się blokują i "druga strona" nieraz czuje dokładnie to samo i potem relacje są utrudnione. Każdy boi się "odkryć", pokazać. Niech to będą nawet wady! Ale się odsłonić przed innymi. Nie ma ludzi bez wad i bez grzechu. No i potem mamy fabrykę samotnych, bojących się świata ludzi. A to nie o to chodzi. Nie muszą cię wszyscy lubić. [...] Część się odsunie po poznaniu bliżej danej osoby, a część jeszcze bardziej się do tej osoby przekona. Czyli takie dwa bieguny. Zostają ci, którzy na serio kogoś lubią i akceptują."
Ile jesteś wart? Ile jestem wart? Zostawię Was z tym pytaniem, z moimi dwiema przytoczonymi sytuacjami i wypowiedzią koleżanki.

Komentarze

  1. nie bać się przyjść z swoimi wielbłądami jak mówił szustak w: miłość w czasach internetu

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z ks. Robertem Grzybowskim

ks. Robert Grzybowski - duszpasterz diecezji drohiczyńskiej, pasjonat sportu, miłośnik wspinaczki górskiej, zdobywca wielu szczytów Czy odprawiając mszę na szczycie góry, czuje się ksiądz bliżej nieba? Pewnie tak. Jest w tym jakiś mistycyzm. Trudno jest mi mocno przekazać, bo jest w tym jakaś intymność. To też jest taki moment, który ciężko uchwycić. Na górze jest zimno, są niedogodne warunki… Na pewno jednym z naszych największych przeżyć na szczycie był McKinley. Ta zimna góra, na której były dogodne warunki, pozwoliła nam na niezwykłe dla nas przeżycie. To było chyba moje najwyraźniejsze doświadczenie, że patrzę na całą Amerykę z góry, z najwyższego punktu i mówię: „Boże, błogosław im.” Pytam nieprzypadkowo, gdyż jedną z księdza pasji jest wspinaczka wysokogórska, ale też piłka nożna, kajaki czy wyprawy rowerowe. Znajduje ksiądz na to czas wśród innych duszpasterskich obowiązków? Chyba jest coraz słabiej. Czuję się sfrustrowany, że nie mam czasu i tak wybieram...

Czujesz, że możesz coś od siebie dać

Stawiam na spontaniczność. Lata różnych doświadczeń życiowych sprawiają, że gdzieś tam w moim sercu coraz mocniej tkwi przekonanie, że nie warto planować nie wiadomo jak napiętego planu i potem się spinać, czy zostanie on wykonany w stu procentach. Przecież nie chodzi o plan, chodzi o fajnie spędzony czas z przyjaciółmi. Czyż nie? Jestem na herbatce z dawno niewidzianą koleżanką z Soli Deo. Stare dzieje. W pewnym momencie słyszę o różnych historiach i planach związanych z domówkami, ze spotykaniem z ludźmi, z weselami. Dowiaduję się, że koleżanka już nie ma na to sił - podświadomie pewnie czuje, że się starzeje (choć to w jej przypadku naprawdę absurd!). Pytam jednak, jak ona to robi, że ją wszyscy tak zapraszają. Ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na jakimś spotkaniu w mniejszym lub większym gronie ludzi. Nawet na zwykły spacer z kimś ciężko mi się umówić. Ona mi odpowiada: - Bo to jest tak, że jak ty zapraszasz ludzi, to potem oni zapraszają ciebie. Pamiętam, że ...

To jest właśnie dla mnie wspólnota

Kiedy jest wspólnota? Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, kiedy pewna grupa ludzi gromadzi się w jednym miejscu, np. żeby uwielbiać Pana Boga. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy w tej grupie mówimy sobie różne rzeczy, dzielimy się własnymi przemyśleniami, wymieniamy smutki i radości. Można powiedzieć, że wspólnota jest wtedy, gdy śpiewamy na chwałę Pana w mniej lub bardziej równej intonacji, gdy wspólnie otwieramy nasze buzie i w jedności śpiewamy o tym, jak jest Bóg dobry. To wszystko prawda. Ale dla mnie definicja wspólnoty jest nieco inna. Niedawno znów pojechałem do Łodzi na spotkanie Mocnych w Duchu. Już po wejściu na salę przywitała mnie pani, która rozpoznała mnie, że ja to ten utrudzony z Warszawy. :) Spotkałem pewnego dość starszego mężczyznę, którego znałem z wcześniejszych spotkań, bo też dołączał do wspólnoty. Powiedział, że jest pełen podziwu dla tego, że przyjeżdżam tak ze stolicy. Podzielił się ze mną różnymi swoimi opowieściami życio...